wtorek, 2 czerwca 2009

Moje wrażenia z marszu

Gdy w sobotni poranek wyjrzałem przez okno, byłem nieco zawiedziony. Wprawdzie nie padało, ale pochmurne niebo nie nastrajało optymistycznie. Faktycznie, około 13.00, gdy byłem już w drodze do katedry zaczęło padać. Myślałem sobie: komu się będzie chciało przyjść na marsz w taką pogodę?
W tramwaju spotkaliśmy ze znajomymi pewną panią, która spytała nas o dojazd do katedry. Jedna z młodych pasażerek swoim białym strojem także zdradziła cel podróży. Tramwaj, w którym jechaliśmy („11”), zmienił trasę i skręcił w ul. Legionów, co napędziło nam nieco strachu – jak dotrzemy na plac Katedralny i czy będziemy tam na czas? Udało się. W strugach deszczu, przeskakując przez kałuże doszliśmy na miejsce rozpoczęcia marszu, który właśnie ruszał. I właśnie wtedy zdarzył się mały cud – przestało padać, a zza chmur wyjrzało słońce! Uczestnicy marszu, nieco już przemoczeni, ruszyli w stronę kościoła św. Faustyny. Piękna sprawa – większość przyszła ubrana na biało! Pomiędzy maszerującymi pojawili się też wolontariusze Caritasu z puszkami, a po chwili niejedna dłoń dzierżyła białą różę. Nad głowami idących spokojnie unosiły się białe balony, a na czele pochodu grupa „piątkowiczów” dumnie niosła transparent z hasłem marszu.
Myślę że to, ile osób odpowiedziało na nasz apel, nie jest najważniejsze. Marsz zorganizowany był po raz pierwszy, pogoda nie była wymarzona, mimo to ważne jest przecież to, że inicjatywa wypaliła! Widać, że łodzianie chcą dziękować za życie, że idea jego promowania jest bardzo popularna. Wielkie brawa dla inicjatorów i organizatorów – to był strzał w „dziesiątkę”. Na pewno są już tacy, którzy czekają na następne takie wydarzenie za rok!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz